ŚWIADECTWA

Świadectwo z Wigilii w Śląskiej Fundacji Błękitny Krzyż

Kiedy byłam tu rok temu i słuchałam dziewczyny, która czytała co dała jej terapia to pomyślałam sobie, że za rok ja będę tutaj stać J.

Wracając myślami do początku mojej drogi do zdrowienia, pierwsze co mi się nasuwało to : PRZECIEŻ JA MAM TO PRZEPRACOWANE,

JA TO WSZYSTKO WIEM.

Nie zapomnę pierwszego spotkania z Danusią, na którym umniejszałam swój problem do takiego stopnia, że usłyszałam:

„To po co tu przyszłaś?”.

Czas terapii nie był łatwym okresem. Z jednej strony wyciągnięta niewidzialna ręka prosząca o pomoc, a z drugiej strony ogromny bunt wywołany strachem przed czymś nowym.

Walczyłam sama ze sobą ,z emocjami kotłującymi się w mojej głowie, we mnie.

       Nie raz się zastanawiałam po co to wszystko, przecież jest  dobrze. Co tam, że czuję się czasem gorzej sama ze sobą, że nic w życiu dobrego mnie nie spotka, że nie nadaję się do niczego. Swój świat widziałam tylko w kolorach czarno-białych. Tłumaczyłam sobie, że każdy ma problemy, z drugiej strony wściekając się, że się nad sobą użalam.

Ciężko było dopuścić do siebie myśl, że może być inaczej i to w dużej mierze zależy ode mnie. Nie było łatwo dopuścić do siebie myśl, że nie muszę wszystkim pomagać, opiekować się ,brać odpowiedzialność za innych. Przede wszystkim jednak nie chciałam wracać do tego co było kiedyś, do tych krzywd, zranień zamkniętych głęboko w moich szufladkach.

Nie mogłam, a może i nawet nie chciałam zrozumieć Danuty, kiedy mówiła, że muszę to wszystko wyciągnąć z tych szuflad i poukładać i wtedy zamknąć.

Lubię porządki, ale tego nie chciałam sprzątać, do czasu, kiedy już nie potrafiłam sobie poradzić z blokowaniem tego wszystkiego, co podczas terapii zaczęło wychodzić na wierzch.

Poczułam się wtedy bezsilna i wiedziałam, że już nie dam rady się bronić.

Zrozumiałam, że terapia jest rzeką a ja ciągle idę pod prąd. Nie zostało nic innego jak wskoczyć do niej i dać się ponieść nurtowi. Od tego czasu tak naprawdę zaczęło się moje zdrowienie. Z każdego naszego spotkania wychodziłam z przekonaniem, że będzie dobrze.

Innym razem, że to nie ma sensu, ale wytrwałam. Moje poczucie winy, które towarzyszyło mi odkąd pamiętam, zaczęło odchodzić. Zrozumiałam, że nie miałam wpływu na to co się wydarzyło, nie byłam i nie jestem za to odpowiedzialna!

Potrafiłam w końcu sobie przebaczyć, co pozwoliło mi wrócić do normalnego, własnego życia.

Na terapii dowiedziałam się, że mam prawo:

-do bycia sobą,

-do popełniania błędów,

-do proszenia o pomoc,

-do mówienia „nie” i domagania się tego czego chcę,

-do myślenia o sobie bez wyrzutów sumienia,

Dowiedziałam się, że mam prawo do własnego zdania.

Zaakceptowałam siebie taką jaką jestem, nawet z moimi wadami. Nie powiem, że kocham siebie ale przynajmniej staram się kochać.

Nie zrobiłabym tego gdyby nie grupa, na którą zawsze mogłam liczyć. Nie oceniali mnie, nie krytykowali, dzielili się swoimi przeżyciami, doświadczeniami. To co od nich usłyszałam zawsze utwierdzało mnie, że postępuję dobrze.

Wsparcie od nich było i jest bezcenne.

Nie było by też tej terapii bez naszych terapeutów Danusi i Romana, którzy byli z nami w tych czasem ciężkich dla nas chwilach. Ich wsparcie, dobre słowo pomagało stanąć na nogi. Oni nam pokazali, że może być inaczej . Pokazali, jak walczyć ze schematami, które były i będą się pojawiać w naszym życiu ale nie będą miały już na nas wpływu.

 

Można by ten rok zamknąć w dwóch fragmentach piosenek Budki Suflera i Perfectu. Początek terapii:

„Znowu w życiu mi nie wyszło”,

a koniec:

„Chcemy być sobą wreszcie”

 

Gdyby mnie ktoś zapytał, jaki jest mój ostatni sukces, to powiedziałabym, że ukończenie terapii.

                                                                                                                                                                          -Marta-

 

Nie wiem jak zacząć, nie wiem od czego… Tyle tego wszystkiego w moim życiu się wydarzyło. Wszystko ważne, bo każdy dzień był skutkiem poprzedniego i przyczyną następnego. Może zacznę od końca.

Jestem tutaj, ponieważ skończyłam terapię DDA a wcześniej dla osób współuzależnionych. Mój początek z ośrodkiem rozpoczął się 4 lata temu, gdy rozpadło się moje małżeństwo, zawalił mi się wtedy cały świat. Miałam tylko świadomość że mam jeszcze 3 je nastoletnich dzieci uczących się . Wiedziałam, że dla nich muszę się trzymać, dla nich być i dla nich żyć. Zaczęłam walczyć, wtedy jeszcze nie wiedziałam że walczę o siebie samą. Podjęłam się terapii dla współuzależnionych od alkoholu. Spotkania grupowe pokazały mi problemy innych, dowiedziałam się że nie jestem z takim kłopotem sama. Poczułam się między osobami współuzależnionymi, że nie jestem odrzucona, zrozumiałam na czym polegają schematy osób pijących, jak w domu byłam zastraszana i jak utraciłam poczucie własnej wartości. Ja dzięki tej terapii zrozumiałam dlaczego rozpadło się moje małżeństwo – to się rozpoczęło w moim dzieciństwie z ojcem alkoholikiem, które przeniosłam w swoje własne małżeństwo. Wtedy też podjęłam się terapii DDA i to ona dopiero otworzyła mi oczy na świat i wtedy zrozumiałam że wcale nie utraciłam w małżeństwie poczucia własnej wartości – ja go po prostu w ogóle nigdy nie miałam. Zaczęłam się tego powoli uczyć co mi wolno, czego innym nie wolno wobec mnie, do czego mam prawo…. Pracuję nad sobą od momentu podjęcia pierwszej terapii i tak trwam do dziś. Każdy dzień jest dla mnie odnajdywaniem czegoś nowego we mnie, sprawia mi to ogromną radość że dałam radę i z tego jestem dumna – jestem dumna z siebie. Nie osiągnęła bym tego bez tego ośrodka, bez terapeutów i lekarzy – to IM z serca dziękuję, że mogłam rozpocząć terapię, że wspierali mnie podczas własnej waliki samej ze sobą i że teraz mogę dalej korzystać z ich fachowej wiedzy.

Na dzień dzisiejszy jeszcze nie zakończyłam pracy nad sobą. Wraz z koleżankami i kolegą z grupy DDA postanowiliśmy założyć grupę samopomocową i dzielić się z innymi własnymi doświadczeniami. Ośrodek udostępnił nam salkę w ośrodku na Bystrzańskiej i tam prowadzimy spotkania dla wszystkich chętnych, którzy potrzebują usłyszeć na żywo jak my sobie poradziliśmy z naszymi problemami. Ja chętnie opowiem o własnym dzieciństwie, czego doświadczyłam w swoim 21 letnim małżeństwie oraz jak sobie radziłam przez ostatnie 4 lata i jak teraz sobie radzę.

Przeżyłam dużo, doświadczyłam dużo i nauczyłam się dużo i teraz chcę być żywym przykładem dla innych – że można i że warto.

                                                                                                                                                                          Regina

 

Moja przygoda ze zdrowieniem rozpoczęła się od podjęcia terapii, która ukazała mi życie w zupełnie innym świetle. Moje myślenie i postrzeganie codzienności zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Mitingi zaś są dla mnie wdrażaniem w życie zasad poznanych na terapii, a także uczeniem się od innych osób nowych rzeczy, programu 12 Kroków i 12 Tradycji. Miting to czas dla mnie, tu czuje się bezpiecznie, dobrze, zrozumiana i zawsze wysłuchana. To jedyne miejsce, w którym spotykam tyle przyjaźnie nastawionych ludzi o podobnych problemach, którzy dzielą się trudnościami a także sposobem jak można je rozwiązać. Jestem szczęśliwa mogąc tu przychodzić. Mitingi nie sprawiają, że problemy zaraz znikną czy nie będą się już pojawiały, ale uczą jak je rozwiązywać lub po prostu żyć z nimi mając pokój w sercu.

ZDROWIENIE TO PODRÓŻ, A NIE CEL PODRÓŻY A DZIĘKI LUDZIOM TU POZNANYM  TA PODRÓŻ JEST DLA MNIE CUDOWNYM PRZEŻYCIEM.

                                                                                                                                                                           -D DDA-